TESTO DEL LIED

"Świtezianka"
di Adam Mickiewicz (1798-1855)

Jakiżto chłopiec piękny i młody? Jakato obok dziewica? Brzegami sinéj Świteziu wody Idą przy świetle ksężyca.
Ona mu z kosza daje maliny, A on jéj kwiatki do wianka; Pewnie kochankiem jest téj dziewczyny, Pewnie to jego kochanka.
Każdą noc prawie, o jednéj porze Pod tym się widzą modrzewiem; Młody jest strzelcem w tutejszym borze: Kto jest dziewczyna? Ja nie wiém.
Skąd przyszła? darmo śledzić kto pragnie; Gdzie uszła? nikt jéj nie zbada. Jak mokry jaskir w schodzi na bagnie Jak ognik nocny przepada.
»Powiédz mi piękna, luba dziewczyno; Na co nam te tajemnice, Jaką przybiegłaś do mnie dróżyną? Gdzie dom twój, gdzie są rodzice?
Minęło lato, z żółkniały lisćia, I dżdżysta nadchodzi pora; Zawsze mam czekać twojego przyścia Na dzikich brzegach jeziora?
Zawszez po kniejach jak sarna płocha, Jak upiór błądzisz w noc ciemną? Zostań się lepiéj z tym, kto cię kocha, Zostań się, o luba! ze mną.
Chateczka moja stąd niedaleka Pośrodku gęstéj leszczyny; Jest tam dostatkiem owoców, mléka, Jest tam dostatkiem źwierzyny.«
»Stój, stój,« odpowié, »Hardy młokosie, pomnę, co ojciec rzekł stary: Słowicze w dzięki w mężczyzny głosie, A w sercu lisie zamiary.
Więcéj się waszéj obłudy boję, Niż w zmiene ufam zapały; Możebym prośby przyjęła twoje; Ale, czy bedziesz mnie stały?«
Chłopiec przyklęknął, chwycił w dłoń piasku, Piekielne wzywał potęgi, Klął się przy świętnymksiężyca blasku, Lecz czy dochowa przysięgi?
»Do chowaj, strzelcze, to moja rada: Bo kto przysięgę naruszy, Ach biada jemu, za życia biada! I biada jego złéj duszy!«
To mówiąc dziéwka więcéj nie czeka, Wieniec włożyła na skronie, I pożegnawszy strzelca zdaleka,
Na zwykłe uchodzi błonie.
Próżno się zanią strzelec pomyka, Rączym wybiegom nie sprostał, Znikła jak lekki powiew wietrzyka, A on sam jeden pozostał.
Sam został, dziką powraca drogą, Ziemia uchyla się grząs, Cisza wokoło, tylko pod nogą Zwiędła szeleszcze gałąska.
Idzie nad wodą, błędny krok niesie, Błędnémi strzela oczyma: W tém wiatr zaszumiał po gęstym lesie, Woda się burzy i wzdyma.
Burzy się, wzdyma, pękają tonie, O niesłychane zjawiska! Po nad srébrzyste Świtezi błonie Dziewicza piękność wytryska.
Jéj twarz, jak róży bladéj zawoje, Skropione jutrzenki łeska; Jako mgła lekka, tak lekkie stroje Obwiały postać niebieską.
»Chłopcze mój piękny, chłopcze mój młody, Zanóci czule dziewica; Poco w około Świteziu wody Błądzisz przy świetle księżyca?
Poco żałujesz dziki&eaucte;j wietrznicy, Która cię zwa bia w te knieje, Zawraca gło wę, rzuca w tęsknicy, I może jeszcze się śmieje.
Daj się namówić czułym wyrazem, Porzuć wzdychania i żale,
Do mnie tu, do mnie, tu będziem razem Po wodnym pląsać krysztale.
Czy zechcesz, jako jaskołka chybka, Oblicze tylko wód muskać, Czy zdrów jak rybka, wesół jak rybka, Cały dzień zemną się pluskać.
A na noc w łożu srébrnéj topieli Pod namio tami źwierciadeł, Na miękkiéj wodnych lilijek bieli, Śród boskich usnąć widziadeł.«
W tém z zasłon błysną piersi łabędzie, Strzelec w ziemię patrzy skromnię, Dziewica w lekkim zbliża się pędzie, I, do mnie, wo ła pójdż do mnie.
I na wiatr lotne rzuciwszy stopy, Jak tęcza śmiga w krąg wielki, To znowu siekąc wodne zatopy, Srébrnemi pryska kropelki.
Podbiega strzelec i sta je w biegu, I chciałby skoczyć i nie chce; W tém modra fala, prysnąwszy z brzegu, Zlekka mu w stopy załechce.
I tak go łechce i tak go znęca, Tak się w nim serce rozpływa; Jak gdy tajemnie rękę młodzieńca Ściśnie kochanka wstysliwa.
Za pomniał strzelec o swéj dziewczynie, Przysięgą pogardził świętą, Na z gubę oślep bieży w głębinie, Nową zwabiony ponętą.
Bieży i patrzy, patrzy i bieży; Niesie go wodne przestworze, Już zdala suchych odbiegł wybrzeży, Średniém igra jeziorze.
I już dłoń śnieżną w swéj ciśnie dłoni, W pięknych licach topi oczy, Ustami usta różane goni, I skoczne okręgi toczy.
W tém wietrzyk świsnął, o błoczek pryska, Co ją w łudzącym krył blasku, Poznaje strzelec dziewczynę zbliska: Ach to dziewczyna z pod lasku!
»Gdzie jest przysięga? gdzie moja rada? Wszak kto przysięgę naruszy, Bia da jemu, za życia biada! I biada jego złéj duszy!
Nie tobie igrać przez srébrne tonie Lub nurkiem pluskać w głąb jasną; Surowa ziemia ciało pochłonie, Oczy twe żwirem zagasną!
A du sza przy tém świadomém drzewie Niech lat doczeka tysiąca, Wiecznie piekielne cierpiąc żarzewie, Nie ma czém zgasić gorąca.`«
Słyszy to strzelec, blędny krok niesie,
Blędnémi strzela oczyma. A wicher szumi po gęstym lesie, Woda się burzy i wzdyma.
Burzy się, wzdyma, i wre aż do dna, Kręconym nurtem pochwyca, Roztwiéra paszczę otchłań pod wodna, Ginie z młodzieńcem dziewica.
Woda się dotąd burzy i pieni, Dotąd przy świetle księżyca Snuje się para znikomych cieni; Jest to z młodzieńcem dziewica.
Ona po srébrném pląsa jeziorze, On pod tym jeczy modrzewiem. Któż jest młodzieniec? strzelcem był w borze. A kto dziewczyna? Ja nie wiém.